|
Pamiętam z dzieciństwa kościół parafialny w mojej rodzinnej miejscowości. Jest to bardzo stary, zabytkowy kościół. W głównym ołtarzu znajdowała się kopia Obrazu Jasnogórskiego, gdyż obraz patrona kościoła poddawany był renowacji. Wzrastałam więc przez te wszystkie lata pod okiem Pani Jasnogórskiej, z zazdrością patrząc z jaką miłością trzyma w swych rękach Jezusa. Też tak chciałam, tym bardziej, że brakowało mi tego w domu rodzinnym...Maryja...Pamiętam jako dziecko, biegliśmy z całą klasą na różaniec, może raczej nie po to, żeby się modlić, ale żeby posłuchać zagadek, które ks. katecheta zawsze dla nas przygotowywał. A między sobą zrobiliśmy konkurs: kto wytrzyma klęcząc na cementowej posadzce przez cały miesiąc podczas różańca. Patrzyłam na obraz i postanowiłam: wygram! I tak sie stało ... W mojej rodzinie wszyscy żyli bardzo daleko od Pana Boga, wypełniając tylko na zewnątrz praktyki, które były niezbędnie konieczne, aby potem nie było problemów. Wzrastałam w tym i nie wiadomo jakim sposobem, pomimo tego, lub może właśnie dlatego, Pan Bóg obdarzył mnie niesamowitym darem, tajemnicą i wielką łaską jaką jest powołanie. Myślałam wtedy wcale nie z radością, ale z wielkim wyrzutem: dlaczego właśnie ja? Przecież jest tyle lepszych ode mnie, pobożniejszych...? Wiec dlaczego? Miałam już ułożone własne plany, bardzo konkretne: studia, wyjście za mąż, założenie rodziny ( i to niemałej) i nagle wszystko się powaliło...ta walka we mnie trwała jakiś czas, ale czy można oprzeć się Miłości większej niż miłość ludzka? To pragnienie we mnie było tak silne, ze nie potrafiłam wybrać inaczej. To było wbrew mnie samej, moim planom, ale powiedziałam Panu Bogu: TAK! Chcę być tylko Twoja i to na zawsze! I przyszła wielka radość i pewność wybranej drogi – jak z tym różańcem. Jak chcę – to wytrwam! Wiedziałam tylko, że ma to być zakon maryjny. Podjęłam decyzję. I w tym momencie pojawiło sie tysiące przeszkód z każdej strony. Wiedziałam jedno: jak chcę, to wytrwam!
1 2 3 >>
|