|
Poproszono mnie o napisanie świadectwa swojego powołania. Byłam pewna, ze przyjdzie mi to z wielką łatwością. A jednak nie. Dlaczego! Gdybym musiala napisać o tym, co ja dałam, nie napisałabym prawie nic. Chcąc napisać o łasce, jaką ofiarował mi Bog, słowa tracą swój blask i choćbym pisała jak najpiękniej, bedzie to jedynie odbiciem lustrzanym tego, co otrzymałam. Darem otrzymanym dzielić sie należy, więc to czynię. Kosciół, parafia, wspólnota, schola; to miejsca, ktore od dzieciństwa były mi bliskie. Oprócz obowiązkow szkolnych i domowych z wielką radoscią biegłam tam, gdzie było inaczej niż wszędzie. Nie dlatego bym była pobożniejsza czy mądrzejsza. Wśród rówieśników nie wyróżniałam się niczym szczególnym, wręcz przeciwnie, raczej lubiałam miejsca ustronne, na końcu. Co mnie więc przyciągało! Zawsze lubiałam ludzi, ktorzy lubią ciszę, spokój, śpiew, Biblię. Bardzo ważną osobą był dla mnie kapłan. On, w moich oczach, był inny niż wszyscy ludzie. Myslę, że to, jak się mówiło o kapłanie w domu rodzinnym, sprawiło, że moje spojrzenie było właśnie takie. I ta inność zawsze mnie pociągała. To coś, czego nie mogłam nigdy określić, nazwać. Zresztą, dziecko spostrzega rzeczy, ludzi bardzo prosto. Moją pasją zawsze była przyroda, piękno natury, ale też i sport, który bardzo czynnie uprawiałam, biorąc udział w zawodach szkolnych, prawie we wszystkich możliwych dyscyplinach. Miałam jeszcze jedno ale ciche zainteresowanie. Bylo to czytanie Pisma Św. Nie wiem dlaczego tak bardzo lubiałam je czytać, zwłaszcza Ewangelie a w nich opowiadania o tym jak Jezus uzdrawiał, czynił cuda. Prawie nic nie rozumialam. Teraz wiem, ze Jezus mnie uzdrawiał, z czego!, do tego nawiążę pózniej. Po szkole podstawowej rozpoczełam naukę w szkole średniej. Nowa miejscowość, nowa szkoła, grono znajomych powiekszyło się, nowa parafia. Już w pierwszym dniu szkoły średniej odnalazłam droge do kościoła, ktorą przez cały okres nauki wydeptywałam biegnąc na poranną Mszę Św. jeszcze przed zajęciami. Nie było ani jednego dnia, którego bym nie rozpoczęła od spotkania z Jezusem w Eucharystii. Można pomyśleć: pobożna od początku. Nie! Wtedy nie rozumialam jakim darem jest Eucharystia, jaką łaską jest karmienie sie Ciałem i Krwią Chrystusa. Byłam, bo było mi tam dobrze. Spowiadałam sie regularnie, gdyż przynosiło mi to ulgę i wolność. To wszystko dokonywało sie we mnie bez mojej wiekszej świadomosci. Na mojej drodze stanęli koledzy i koleżanki, dla których to , co dla mnie było na pierwszym miejscu, u nich na ostatnim. Nigdy nie rozmawiałam z nimi o Bogu. Wstydziłam siś. A gdyby się jeszcze dowiedzieli o moim codziennym bieganiu do koscioła...! Regularnie brałam udział w spotkaniach klasowych, które nie miały w sobie wielkich wartosci. Jak to mlodzież, która bez obecnosci doroslych, robi co chce. Uczęszczałam, bo nie chciałam się wyłamać. Kiedy zaczeły się pojawiać różnego rodzaju używki, moje odmowy były przedmiotem wyśmiewania i poniżenia. Ludzie, ktorych nazywałam przyjaciółmi w jednej chwili stali się nieprzyjaciółmi. Bardzo mnie to bolało, chociaż w sercu miałam pokój. I gdzież mogłam uciec z tym moim bólem! Oczywiście do koscioła, do Jezusa. On się nie śmiał, On nie krzyczał, był cicho. To ja zaczełam krzyczeć. Bo czyż to normalne, ze 16 letnia dziewczyna nie lubi tego, za czym szaleją rówieśnicy. Kochałam ciszę, oni głosną muzykę, oni pełny dom roztańczonych mlodych, a ja samotnosc przy zapalonej czerwonej lampce, ktora dawala mi znak, ze On jest i czeka na mnie. Byl to swiat niezrozumialy dla mnie, ale tajemniczy i pociagajacy. Wtedy jeszcze nie wiedzialam, ze tym moim swiatem byl Bog. Nie potrafilam Go dostrzec posrod wielu znakow, przez ktore do mnie przychodzil. Ropoczely sie wyjazdy na rekolekcje, czuwania. Wstapilam do wspolnoty Apostolstwa Modlitwy. Kosciol Jezuitow w Krakowie nie byl mi obcy, a klasztor Siostr Jozefitek w Tarnowie stal sie moim drugim domem, siostry moimi....siostrami. Wszyscy wokol mowili: bedziesz zakonnica, a ja z wielkim zdecydowaniem i pewnoscia odpowiadalam: nigdy!!!! Mialam wiele pragnien, marzen, ktore chcialam zrealizowac, a zaden z nich nie prowadzil mnie do furty klasztornej. Bylam pewna tego, co chce robic w zyciu i nawet Pan Bog, Ktorego przeciez tak bardzo kochalam nie byl wstanie zmienic moich planow az do pewnego momentu, ktory zmienil moje myslenie. “Bog wybral to, co nie mocne, aby mocnych ponizyc”. Bardzo Mocno tego doswiadczylam w dniu, kiedy to wraz z cala klasa udalismy sie do Domu Opieki, ktory prowadzily Siostry Sluzebniczki Starowiejskie. Opieke roztaczaly nad 50 dziecmi z porazeniem mozgowym oraz zespolem Douna. Naszym zadaniem bylo pobawic sie z nimi. To wlasnie wtedy stalo sie cos, co mialo ogromny wplyw na moje zycie. Krzyk, wolanie, prosba, pytanie tych dzieci: “ kochasz mnie, “bedziesz moja mama, moim przyjacielem”, “przyjdziesz jeszcze do mnie”, “przytul mnie” spowodowalo, ze w moim sercu pojawily sie pytania: co zrobic, aby moc pomagac tym najslabszym. I zrodzilo sie pragnienie, ktorego nie potrafilam do konca zrozumiec: “byc wszystkim dla wszystkich; zostawic wszystko, by zyskac wszystko”. Co znaczylo byc wszystkim, zyskac wszystko! Wiedzialam, ze to pragnienie nie jest moje, nie jest ode mnie. Nie potrafilam jeszcze odnalezc odpowiedzi w Bogu. Dla mnie bylo jasne, ze mam byc dobrym czlowiekiem dla drugich. W tym samym czasie na mojej drodze pojawil sie kleryk (obecnie kaplan misjonarz, sercanin). Bylo to podczas Sercanskich Dni Mlodych w Pliszczynie. Juz przy pierwszym spotkaniu opowiedzial mi historie swojego powolania, swojee relacji z Jezusem. Nie wiedzialam po co on mi to mowie, ale z wielkim zainteresowaniem go sluchalam. Do tego czasu chyba nigdy nie spotkalam czlowieka, ktory z taka miloscia mowilby o Bogu. Myslalam sobie: alez on kocha Boga. Nasza rozmowa trwala bardzo dlugo, kilka godzin. Tym, Ktory nas przytrzymal byl wlasnie Bog. Wierze, ze Bog dal mi tego czlowieka, bym mogla przez niego uslyszec Jego samego. Dzieki niemu poznalam Siostry Sercanki I tak sie zaczela moja “przygoda z Panem Bogiem”. Wszystko bylo piekne I cudowne az do chwili kiedy w sercu znowu pojawily sie pragnienia, przed ktorymi ciagle uciekalam. Az przyszedl ten dzien, dgy powiedzialam “tak” Bogu. Bylam juz pewna pojscia za Jezusem droga rad ewangelicznych I nic nie moglo tego zmienic. W klasie maturalnej pojawily sie pierwsze obawy, leki , niepewnosci, zakochanie. Chcialam pokazac Bogu, ze ja sie nie nadaje, uciekalam od Niego, chcialam oddalic sie od kosciola lecz nie moglam. Jak zrezygnowac nagle z pokarmu, ktory przyjmowalam przez ostatnie kilka lat codziennie. Chociaz chcialam, nie moglam. Znalazlam cos, co wedlug mnie bylo doskonalym argumentem by udowodnic Bogu, ze nie moge odpowiedziec na Jego wolanie. Urodzilam sie z niedorozwojem prawej reki. To kalectwo bylo bardzo widocznie I nie raz cierpialam z tego powodu. Ktos taki jak ja ma byc siostra zakonna! nie , nigdy! Siegalam do Bibli, ktora tak lubialam czytac I odnalazlam slowa, ktore odebralam jako slowa samego Boga: czlowiek patrzy na to, co widoczne dla jego oczu, a Bog patrzy na serce. To samo wielokrotnie slyszalam od kaplana, ktory towarzyszyl mi na drodze rozeznania. Pomoca byla mi rowniez s. Liliana (Sercanka). W Siostrze dostrzegalam kogos, kto przezyl to, co ja przezywalam i zrozumie to, czym sie dzielila. I tak bylo. Do Zgromadzenia wstapilam 08.09.1999r. Jak kazde poczatki sa trudne, tak i tu nie bylo mi latwo. Mury klasztorne przekraczalam z jedna mysla: Jezus mnie potrzebuje, a ja oddaje Jemu to, co I tak jest Jego, sama siebie. Zadne trudnosci, pokusy, sila swiata nie zdolaly mnie oderwac od Chrystusa, bo On jest moim Panem i wszystkie zrodla szczescia sa w Nim. Kazdego dnia modle sie o laske wiernosci, bym wszystko co czynie, czynila z milosci do Niego samego. I chociaz kalctwo jest przed moimi oczami, czuje sie piekna, pieknem Boga. To jest to, czego swiat dac ci nie moze. Wszystkim , ktorych Bog wzywa chce powiedziec : “nie lekaj sie!”. Jezus jest Pokojem, w Nim nie ma leku. A nawet jesli jest trudno, to dla Jezusa warto. I za to wszystko Chwala Panu! s. Ewa
|