|
„Powołanie to jest wielka rzecz, to jest wezwanie Boże – nadprzyrodzone. Nie mogę powiedzieć, że ja mam powołanie, tylko jestem powołana”. (O. Ignacy Posadzy)
O rzeczach wielkich mówi się trudno i nie wiem co mogłabym o moim powołaniu powiedzieć. Jest ono DAREM OD BOGA – a daru się nie ocenia, przyjmuje się go (lub nie) i kocha. Postaram się więc opowiedzieć o wsłuchiwaniu się w Boże wezwanie, o odkrywaniu Boga i Jego Miłości. Pierwszą osobą, która powiedziała mi o Jezusie była moja babcia. Była ona bardzo wierząca, zabierała mnie do kościoła na wszystkie możliwe nabożeństwa. Miałam 4 – 5 lat , jednak wiele pamiętam. Do dzisiaj powraca uczucie ogromnej radości i przejęcia, które czu-łam kiedy w Środę Popielcową podeszłyśmy do balasek. Pierwszy raz byłam świadoma tego, że jestem tak blisko ołtarza. Wszystko wydawało mi się bardzo piękne, tak piękne, że zapra-gnęłam być tam częściej. Prawdziwym zmartwieniem było dla mnie to, że nie mogłam zostać ministrantem. Postanowiłam, że zostanę siostrą zakonną, bo one – chociaż są kobietami – także mogą być blisko Jezusa w tabernakulum. Czy były to dziecięce pragnienia? W dużym stopniu tak, jednak pozostało we mnie uczucie zachwytu i tęsknota … Czas szkoły podstawowej był dobrym czasem. Bardzo często byłam w kościele, bra-łam udział w spotkaniach prowadzonych przez siostry. Myślę jednak, że nie miałam wtedy świadomości, że Bóg naprawdę jest blisko – w moim sercu. Modliłam się tylko w kościele i na spotkaniach – w domu rzadko. Nadszedł czas zmian – rozpoczęłam naukę w liceum w Gdyni. Moi dotychczasowi znajomi byli „porządni”, teraz poznałam ludzi, którzy bardzo się ode mnie różnili. Ich życie wydawało mi się strasznie zapełnione – nie mieli czasu na rzeczy proste, zabrakło także czasu dla Boga. „Kto z kim przystaje, takim się staje” – bardzo mocno tego doświadczyłam. We-wnętrznie czułam, że robię źle, jednak nie słuchałam tego głosu. Chciałam być tak jak moi nowi znajomi - „dojrzała”.
1 2 3 4 >>
|