|
Tajemnica lasu W całej, rozległej wsi Wał-Ruda panował smutek, przygnębienie i niepewność. Przyczyną nie była tylko tocząca się od kilku miesięcy wojna, nazwana później I wojną światową. W tych stronach objawiała się ona przemarszem wojsk, raz austriackich a raz rosyjskich, ciągłymi rekwizycjami i złowrogim przetaczaniem się frontu. Do tych nieszczęść doszło jednakże jeszcze inne, które ugodziło jakby w samo serce społeczności wiejskiej. 18 listopada, w biały dzień, żołdak rosyjski wszedł do chaty Kózków i uprowadził siłą ojca rodziny i córkę 16-letnią Karolinę; wywiódł ich w pole, tam odpędził ojca grożąc bronią a dziewczynkę pognał do lasu. Od tego czasu nikt już Karolinki nie zobaczył. Minęło przeszło dwa tygodnie, gdy się to stało. Rodzice przeżywali swoją tragedię trwając na modlitwie, ale też w wyrzutach sumienia. Tego tragicznego dnia Karolinka błagała matkę, by ją wzięła ze sobą na Mszę św. do kościoła w Zabawie. Matka tłumaczyła jej, że na drogach włóczą się żołnierze i w domu jest bezpieczniejsza. Karolinka nalegała ze łzami: Wolałabym iść raczej do kościoła, bo się dziś czegoś boję. Matka postawiła na swoim i wyszła sama. Po powrocie, gdy dowiedziała się od męża, co się stało, zemdlała. A Jan Kózka, ojciec dobry i troskliwy, też nie mógł sobie darować, że sterroryzowany przez uzbrojonego i wściekłego żołdaka nie dość skutecznie próbował ratować córkę. Stale myślą wracał do każdego momentu zajścia. Zaczęło się o godzinie 9-ej. Był w domu z córkami, Karolinką i Rozalką, i małym synkiem, Władkiem, w kołysce. Wszedł żołnierz rosyjski, ostro pytając się, gdzie są wojska austriackie. Odpowiedź, że tydzień temu już się wycofały, a gdzie są teraz, nie wiadomo, nie zadowoliła pytającego. Widać było, że jest agresywnie nastawiony. Ojciec próbował go udobruchać ofiarowując chleb, jajka, masło, śmietanę. Odtrącił wszystko i kazał ojcu i Karolinie iść ze sobą, rzekomo do komendanta. Karolina włożyła buty, ale nie zdążyła ich zasznurować, na plecy zarzuciła kurtkę brata. Gdy wyszli, ojciec skierował się w stronę wsi, aby być bliżej ludzi, ale napastnik zażądał pójścia w pole. Zagroda Kózków znajdowała się na skraju wsi, za nią były pola i niedaleko ciemny, gęsty las. Uszli kawałek drogi; gdy znaleźli się wśród drzew, żołnierz przystawił ojcu bagnet do piersi i kazał zawrócić, po czym pognał Karolinę leśną ścieżką w głąb zarośli. Ojciec stał jeszcze chwilę, nieprzytomnie wpatrzony w głębie leśne, gdzie zniknęło mu z oczu ukochane dziecko. Myślał pobiec ku wsi po ratunek, ale nogi miał jakby sparaliżowane. Do sąsiada, który wybiegł mu naprzeciw, dał radę tylko wykrztusić: W lesie... Karolina... moskal... Trząsł się i nie mógł mówić dalej. Przyszedł po pewnym czasie do domu jak błędny i od tego czasu nie zaznał chwili spokoju.
1 2 3 4 5 >>
|