|
I w tym momencie można by napisać piękne zakończenie, ale na tym moja przygoda z kościołem się nie skończyła. Zawsze stawiałam sobie i ludziom wysokie wymagania i wchodząc do społeczności Kościoła, o której miałam niewyraźne pojęcie, ale oczekiwałam czegoś więcej, zawiodłam się, bo nagle się zetknęłam z tłumem, który na Mszy Świętej, pchając się do komunii jest w stanie zadeptać tych, którzy stoją na drodze jako przeszkoda. Szybko więc mój zapał przygasł. Zostało jednak jakieś pęknięcie, które wołało za Bogiem. Szukałam Go, bo sercem czułam, że jedynie jakaś Siła, która panuje nad światem, ma moc nadać mojemu życiu sens. W ten sposób zwróciłam się w stronę wróżb, chiromancji i horoskopów. Ale na tych namiastkach też się szybko zawiodłam – coraz częściej wracała myśl o skończeniu z tym wszystkim raz na zawsze. Bóg jednak śledził moje kroki i myśli, widząc również wysiłki mojej mamy, która podobnie jak ja bezowocnie Go w swoim życiu szukała. Wiem, że to właśnie On pewnego niedzielnego popołudnia skierował jej kroki do naszego parafialnego kościółka, gdzie usłyszała coś, co w bardzo krótkim czasie odmieniło nasze życie. Były to katechezy ewangelizacyjne jednego z ruchów w kościele, jakim jest Neokatechumenat. W swoim życiu słyszałam już wiele opinii na temat tego ruchu. Wiem jednak, że w tym konkretnym momencie mojego życia żaden inny by do mnie nie dotarł z taką mocą.
<< 1 2 3 4 5 >>
|