|
Jest wiele pięknych świadectw powołaniowych. Są również osoby, które mimo, iż myślały o powołaniu do życia w zakonie, przekonały się, że to nie jest ich droga. Pójście za Chrystusem wymaga odwagi. Czasem również odwagi aby stwierdzić, że życie w zakonie nie jest dla mnie i szukać innej drogi swojego powołania. Taką decyzję warto dobrze przemyśleć a przede wszystkim przemodlić. Pokój serca pokazuje, że dokonaliśmy dobrego wyboru. Chrystus powołuje nas do życia i do świętości, niezależnie od tego czy będzie ona realizowana w zakonie czy w życiu małżeńskim. Tylko prawda wyzwala a Jan Paweł II woła do nas "Nie lękajcie się!". Oto wypowiedzi kilku osób zaczerpnięte z forum na portalu www.wiara.pl : Zastanawia mnie kwestia przyjmowania osób do zgromadzeń. Trochę sama się z tym zetknęłam, więc tak trochę wiem jak to wygląda. Z moich obserwacji wynika, że najczęściej przyjmuje się ludzi trochę tak rzeczywiście z” łapanek”. Nie wiem jak jest w zgromadzeniach męskich, ale jeśli chodzi o żeńskie to wystarczy, że dziewczyna pojawi się we wspólnocie kilka razy i już się ją przyjmuje. Aby wspólnota miała jak najwięcej powołań, aby nie wymarła. Po za tym zastanawia mnie podejście nie których sióstr – po dwóch zdaniach zamienionych z osobą pada pytanie – może zostaniesz u nas, wiesz, u nas robimy to i to, Pan potrzebuje rąk do pracy. Jezusowi się nie odmawia i takie tam. Ci którzy się z tym spotkali wiedzą co mam na myśli. Na poznanych kilka zgromadzeń, tylko w jednym zaprzyjaźniona siostra powiedziała mi – wiesz, nie u nas Twoje miejsce, u nas byś się dusiła. Ale do czego zmierzam. Mnie zastanawia problem co z ludźmi, którzy po kilku miesiącach czy może latach odeszli ze zgromadzeń. Rozgoryczeni, zawiedzeni, obrażeni na cały świat a przede wszystkim na Boga. W bezwzględny sposób obdarci ze złudzeń. Przecież, oni się nastawiali na maksa, że będą siostrami zakonnymi. A tu niespodzianka - trzeba wrócić! Jak ludzie zareagują. Nie mam powołania. Zmarnowałam powołanie. Do niczego się nie nadaję, tylko iść się powiesić... Inaczej było na rekolekcjach, gdzie siostry były takie miłe, kochane, dało się z nimi pogadać. A rzeczywistość życia wspólnoty już po kilku dniach jest totalnie inna. Zaczyna się formacja pod zgromadzenie a nie konkretnego człowieka, który ma świadomość swoich darów, talentów, ale i słabości oraz ograniczonych możliwości. Dlaczego mówię o formacji pod zgromadzenie. Wystarczy spojrzeć na kilka sióstr z tego samego zgromadzenia, te same gesty, ruchy, zachowanie. Czasami sztuczność aż przeraża, odnosi się wrażenie, że ma się do czynienia z manekinami. Zastanie takiej rzeczywistości we wspólnocie budzi w człowieku bunt, niechęć. Opadają klapki z oczu. Osoby o mocnych charakterach zostają, rezygnują z siebie i stają takimi właśnie manekinami, inne po dłuższej lub krótszej walce odchodzą. Ale teraz rzeczywiście do sedna sprawy. Czy rzeczywiście tak jest, że wystarczy mieć powołanie i nie ważne gdzie, ważne byle by było zgromadzenie. A może trzeba by postawić pytanie – czy osoba która wykazuje chęć pójścia za Panem odnajdzie się u nas, czy będzie szczęśliwa i będzie miała możliwość wzrostu, rozwoju talentów, które dał jej nie kto inny jak Pan. Talentna To co poruszyłaś w Swoim poście zaobserwowałam mając kontakt z różnymi zgromadzeniami, ale nie wszędzie tak jest, poznałam 2 lata temu zgromadzenie z którym wiążę swoją przyszłość i jestem wdzięczna Bogu , że daje mi właśnie do tej wspólnoty powołanie.Będące tam siostry nie są manekinami nie udają przed zainteresowanymi dziewczynami doskonałych,nie ciągną też na siłę, wręcz przeciwnie od razu mówią że u nich jest ciężko i że radzą zastanowić się i przemodlić decyzję.A co do odejść z zakonu, to zależy od człowieka i jego zaufania do Boga, moja koleżanka była 6 lat w zakonie i sama od siebie poczuła że to nie jej miejsce, że Bóg oczekuje czegoś innego, odeszła choć Bóg jest nadal najważniejszy w jej życiu.Czasami Bóg wzywa osobę do zakonu, by nauczyć ją czegoś i odejście wcale nie znaczy, że jesteśmy do niczego. karmelcia Zgadzam sie z tym, ze czasem jest tak, ze osoba, ktroa decyduje sie na wstąpienie do zgromadzenia jest pewna, ze to jest jej powolanie. Jednak czesto zdarza sie, że osoba taka zupełnie inaczej wyobraza sobie takie zycie. Czasem jest tak, ze juz w okresie postulatu (czyli pierwszego okresu w zgromadzeniu) zezygnuje, bo po rozeznaniou uznaje, ze to nie dla niej. Czasem jest to błedne wybranie zgromadzenia, gdyz osoba ta ma powolanie do zgromadzenia o innym charyzmacie, wowczas szuka dalej. Rezygnacja po kilku latach moze wynikac z faktu, ze osoba zaczynala miec watpliwosci juz wczesniej, ale wmawiala sobie, ze ma powolanie... bala sie powrotu do swojego srodowiska. To jest trudne. juz na zawsze bedzie w swoim otoczeniu jako "ta co była w zakonie". takie naznaczanie ma miejsce glownie w malych srodowiskach. gdzie wszyscy wszystko o wszystkich wiedza. Zastanawia mnie tylko fakt, ze w tych samych srodowiskach osoby ktore zrywaja zareczyny, czy rozwodza sie sa traktowane normalnie i ludzie to przyjmuja, a odejcie z zakonu jest czyms dziwnym. a przeciez w odejsciu ze zgromadzenia przed slubami wieczystymi nie ma nic zlego. przynajmniej ja w tym nic zlego nie widze. Julia Więcej na portalu wiara.pl: Przyjmowanie i odejscia ze zgromadzen zakonnych oraz Byłam zakonnicą
|