|
Uwiodłeś mnie, Panie. /Jr 20,7/ O powołaniu, przygodzie życia i działalności sercanek z s. Julitą Kanią, referentką powołaniową ss. sercanek, rozmawia Agata Nalepa. W jakim wieku dziewczyna może rozeznać powołanie do życia w zakonie? Powołanie jest tajemnicą między Bogiem a człowiekiem. Każda osoba ma swój czas, w którym może je rozeznać. Jednym udaje się to bardzo szybko, nawet we wczesnym dzieciństwie, a inni potrzebują więcej czasu, by upewnić się, że jest to droga zaplanowana dla nich przez Boga. Czy nie wydaje się siostrze, że w dobie XXI wieku – erze komputerów, komórek i Internetu – życie zakonne z jego czystością, ubóstwem i posłuszeństwem może być dla młodego człowieka czymś archaicznym? Osiągnięcia techniki i dobra materialne zawsze, nie tylko w XXI wieku, służyły człowiekowi, ale go nigdy nie nasycały. Człowiek każdej epoki, a więc i obecnej, poszukiwał głębszych wartości, które może odnaleźć tylko w Bogu. Życie w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie we wspólnocie zakonnej jest możliwe również dziś, chociaż zawsze jest to pójście pod prąd. A tak prawdę mówiąc, to temu pójściu pod prąd dał początek sam Jezus Chrystus. Co siostry sercanki mogą dzisiaj zaproponować dziewczętom? Pasję życia z Jezusem Chrystusem. Tylko zafascynowanie się Nim może pociągnąć drugiego człowieka do wejścia na drogę wiary. Młodzi ludzie wyczuwają bezbłędnie autentyzm dorosłych, stąd są dla nas zwierciadłem Prawdy. Gdy głoszę Jezusa Chrystusa jako mojego osobistego Pana, wtedy jestem pewna, że to On sam działa i moja propozycja nie jest już moją, ale Jego propozycją. Proszę podzielić się z czytelnikami ciekawym kontaktem z dziewczyną na gruncie powołaniowym. Niedawno jedna z dziewcząt podczas rekolekcji mówiła o tym, jak wracając kiedyś z mszy świętej usłyszała w swoim sercu wyraźny głos mówiący do niej: „sercanki”. Nie wiedziała, co ma znaczyć to słowo; domyślała się, że jest to nazwa zgromadzenia zakonnego. Pół roku walczyła z tym głosem, jak Jakub z Bogiem, aż wreszcie odszukała nas na stronie internetowej i przyjechała na rekolekcje. Tylko Bóg wie, jak dalej potoczy się jej historia życia i powołania. Dla mnie jednak to świadectwo stało się doświadczeniem spotkania Boga, który jest Słowem Tajemnicy, Dawcą powołania, Tym, który doskonale może poradzić sobie sam w tej sprawie i nie potrzebuje do tego żadnego narzędzia – także mnie. Jeśli mnie jednak dziś wzywa, abym pracowała w „rybołówstwie dusz” to tylko dlatego, aby mnie nawrócić, by pokazać mi, że On jest Panem i kocha mnie szalenie także wtedy, gdy mnie się wydaje, iż to ja coś robię skutecznie… Jak to się dzieje, że dziewczyna urzekająca pięknem swej młodości, przed którą świat stoi otworem, nagle pozostawia tysiące możliwości inwestowania w siebie, tworzenia przyszłości według swoich marzeń i wybiera klasztor, a wraz z nim „wyrzeczenie się wszystkiego”? Zapytałam niedawno o to jedną z dziewcząt, która dopiero co wstąpiła w nasze szeregi. Odpowiedziała mi: „W obliczu tej Miłości wszystko inne blednie. Człowiek przestaje niespokojnie krążyć wokół siebie samego; otwierając oczy na to głębsze piękno staje się na nie wrażliwy, w efekcie czego pragnie poświęcić Bogu całe swe życie. Utrata tego, czym się żyło przez dziewiętnaście lat, nie stanowi problemu”. W popularnej książce na temat kobiet Urzekająca autorka mówi, ze jako kobiety marzymy o tym, by być niezastąpioną uczestniczką wielkiej przygody. Czy Siostra zgadza się z tym i czy mogłaby się podzielić jakąś przygodą życia z Jezusem? Oczywiście. Życie zakonne to niepowtarzalna przygoda z Bogiem pomimo często postrzeganej z zewnątrz szarej codzienności. Jezus Chrystus – mój osobisty Zbawca - aranżuje każdy wymiar tej przygody. Gdy byłam w klasie maturalnej, do mojej parafii zostały zaproszone siostry z jednego zgromadzenia. Słuchając ich świadectwa poczułam, że chcę być jedną z nich. Pragnienie całkowitego służenia Jezusowi towarzyszyło mi zresztą od dzieciństwa. Nawiązałam z nimi kontakt i 1 października miałam rozpocząć postulat. Pod koniec września wczesnym rankiem, po bolesnym pożegnaniu z rodzicami, z moim księdzem proboszczem wyruszyliśmy w kierunku Śląska przez Kraków. Wówczas właśnie w tym Królewskim Mieście byli w seminarium dwaj moi bracia… Rodzeni? Tak, byli wtedy klerykami u kapucynów. Po odprawieniu mszy świętej w mojej intencji przez księdza proboszcza poszliśmy odwiedzić kuzynkę, która trzy tygodnie wcześniej wstąpiła do sercanek. I tutaj rozpoczęła się dla mnie przygoda, jakiej nie wyreżyserowałby żaden człowiek. W trakcie rozmowy przy stole Pan zaczął delikatnie szeptać do mnie, że plan, którego byłam pewna, nie jest do końca podbity pieczęcią Jego Woli. Oglądając album sercanek i widząc rozmieszczenie domów zgromadzenia, poczułam, że On chce ode mnie czegoś, czego kompletnie nie rozumiem. Zaczęłam drżeć, nie wiedząc, o co Mu tak naprawdę chodzi. Kolejnym aktem Jego miłosnej „przemocy” było spotkanie z Nim w kościele, gdzie zobaczyłam obraz Najświętszego Serca Jezusa, który zdawał się mówić do mnie, że tutaj jest mój dom. Wydawało mi się, że nagle wali się cały mój świat. Byłam roztrzęsiona pytaniem: „Jezu, czego Ty ode mnie chcesz?” Na zmianę chciałam krzyczeć i płakać… Uspokoiłam się dopiero na dróżkach w Kalwarii Zebrzydowskiej, dokąd zawiózł mnie ksiądz. Tam w obliczu Matki zdecydowałam powrócić do Krakowa i rozpocząć drogę życia zakonnego właśnie tutaj. Przy ślubach wieczystych wybrałam sobie słowo z proroka Jeremiasza: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść” /Jr 20,7/, bo wierzę, że to On uwiódł mnie wówczas dla siebie. Chciał mnie mieć tutaj, a przygodowy sposób tego powołania objawia Jego miłość oblubieńczą, tajemniczą, pociągającą, nieprzewidywalną. Wiele dziewczyn jest przywiązanych do makijażu, biżuterii, modnych ubrań… Czujemy się dzięki nim piękniejsze i bardziej kobiece. Siostry zakonne świetnie funkcjonują bez tych dodatków. Gdzie płynie źródło ich piękna i kobiecości? Okazuje się, że do tych rzeczy łatwo możemy się przyzwyczaić, ale także spokojnie od nich odzwyczaić. Po jakimś czasie nieużywania biżuterii czy butów na obcasach przestaje nam ich brakować. Jest to doświadczenie wielu dziewcząt, które z nich zrezygnowały z różnych powodów (także z racji wstąpienia w nasze szeregi). Joanna Beretta Molla mówiła, że „musimy wkroczyć na drogę powołania, jeśli Bóg chce, i w sposób, w jaki Bóg chce”. Jeśli moim powołaniem jest być wyłącznie dla Niego, to nie ma potrzeby nadmiernie podobać się ludziom. Wystarczą mi zwykłe środki czystości J. A jeśli jestem żoną, mam podobać się mężowi – i jeśli on gustuje we wspomnianych wyżej atrybutach kobiecości, to z całym sobie właściwym wdziękiem mogę spełnić jego oczekiwania. W jaki sposób nawiązujecie kontakty z dziewczynami? Jaki wzorzec kobiecości chcecie im przekazać? Staramy się dotrzeć do nich poprzez kontakt na katechezie, przez rekolekcje i dni skupienia, jakie prowadzimy w wielu naszych placówkach w Polsce i poza jej granicami, oraz przez rodzinną łączność z nimi. Myślę, że współczesna dziewczyna oczekuje od nas przede wszystkim obecności pełnej zasłuchania, miłości, ciepła, wrażliwości, bycia do dyspozycji. Ta delikatna obecność to cząstka świętej kobiecości, jaką ma Maryja – najpiękniejsza z niewiast. Marta Robin mówiła: „Niechby w każdym domostwie była jedna dusza przepełniona Bogiem, a napełni cały dom”. Naszym zadaniem jest pokazać dziewczętom, że to każda z nich scalona wewnętrznie poprzez zjednoczenie z Bogiem na sposób Maryi, może tak piękną rolę odegrać w swoim małżeństwie, w środowisku, parafii, Kościele i w świecie. Często w kontakcie z różnymi rodzinami zakonnymi mówi się o założycielu lub założycielce. Jakie były początki Waszego zgromadzenia? Początek naszej rodziny zakonnej jest związany z życiem św. Józefa Sebastiana Pelczara (1842-1924). Zanim został mianowany biskupem przemyskim, wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był człowiekiem hojnie obdarzonym przez Boga, a do tego bardzo skromnym. W Autobiografii on sam ciekawie opisuje okoliczności założenia nowego zgromadzenia: „Niech mi Bóg przebaczy tę śmiałość, bo dotąd założycielami zakonów byli ludzie święci, ale to mnie trochę wymawia, że w okolicznościach dziwnie się układających widziałem wskazówkę woli Bożej”. Współzałożycielką naszego zgromadzenia była matka Klara Ludwika Szczęsna (1863-1916), pierwsza sercanka. Jej mottem były słowa „Wszystko dla Serca Jezusowego”. O ile J. S. Pelczar był głównym fundatorem i pomysłodawcą pierwszych dzieł podejmowanych przez siostry, to ona była ich główną wykonawczynią. Jako generalna przełożona sercanek pełniła nadzór nad siostrami i była duszą każdego przedsięwzięcia. Co oznacza płonące serce wyszyte na Waszych habitach? Jest to swoista żywa reklama naszego Szefa – Jezusa. Z coraz większą radosną świadomością wkładam na siebie tę szatę, wiedząc, że jestem przez Niego szalenie kochana od wieków, i że ta Jego darmowa miłość dotyka mnie w każdej sekundzie życia; że w Nim żyję, poruszam się i jestem. Żartuje się, że w przedszkolach prowadzonych przez siostry miejsce dla dziecka trzeba rezerwować przed jego narodzeniem. Dlaczego przedszkola zakonne są tak oblegane? Myślę, że przyczyn mamy wiele. Jedną z nich jest to, że siostry bez reszty oddają się dziełu, jakie prowadzą. Nie ogranicza ich własna rodzina. Całe serce, także w wymiarze czasowym, poświęcają tym, do których są posłane. Wymagania miłości, jakie przedstawia nam Jezus w czasie codziennej modlitwy, są wysokie. Czy praca z dziećmi i z dziewczętami to jedyne pola działalności apostolskiej sióstr sercanek? Najważniejszą częścią każdego dnia jest dla nas trwanie przed Panem na modlitwie wspólnej i osobistej. Z niej czerpiemy miłość, siły, zapał i pasję życia na większą chwałę Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jago miłość posyła nas w różne miejsca Polski i świata (Francja, Włochy, USA) przez katechizację dzieci i młodzieży, materialną i duchową pomoc ubogim, prace parafialne (jako zakrystianki, organistki, kancelistki) i prace domowe (w kuchni, na furcie, w pralni, szwalni, ogrodzie itp.). Siostry zajmują się też pielęgniarstwem w szpitalach oraz domach opieki społecznej w kraju i na misjach (w Boliwii, Libii, na Jamajce i na Ukrainie).
|