|
Dagmara:
Szczęść Boże! Mam 52 lata, męża i 3 synów, w tym 2 dorosłych i samodzielnych. Co dalej zapytałam siebie 10 lat temu. To był rok, gdy wszystko mi się powaliło w życiu a ja stojąc nad zgliszczami osobistych planów zobaczyłam, że nic do mnie nie należy i nic nie zależy ode mnie. Nie ode mnie? Więc od kogo? Moje myśli błądziły w takich ciemnościach, że dalej była już tylko apostazja. Przez dotknięcie tego lodowatego mroku zrozumiałam, że na drugim biegunie tego stanu jest światło i dawca światła i życia, władca wszystkiego - Pan Bóg. Więc już pojawiła się alternatywa: w którą stronę mam się zwrócić? Do światła czy do ciemności? Wybrałam światło. To był początek? Czy droga "do światła" była prosta, łatwa, zgliszcza się odbudowany? Nic z tych rzeczy. Wylałam wiele łez i często dopadały mnie zimne macki rozpaczy. Medytując nad Pismem Świętym powoli poznawałam Tego, do którego się w duszy wybrałam, któremu uczyłam się oddawać ciągle i aż do dzisiaj po kawałku siebie. Zgliszcza się nie odbudowany. Odwróciłam się od nich i wyruszyłam w drogę miast płakać nad nimi. To też był proces, wybór. Teraz jestem jak najemnik, który idzie tam, gdzie Bóg go postawi. Małżeństwo przez ten trudny czas wyszło obronną ręką bardziej serdeczne teraz i radosne, a często prosiłam Ducha Świętego przy tym o pomoc i ochronę. Synowie starsi za granicą, ale bardzo serdeczni i chociaż dobrej pracy nie mają, ale jak mogą, to chętnie i z radością przyjeżdżają. Stosunki z dalszą rodziną można nazwać poprawnymi, co i tak jest sukcesem, bo były złe. Nie mam ustabilizowanego życia zawodowego nadal, ale teraz już mnie to tak nie przeraża ani nie boli, gdyż Pan Bóg przecież ma pieczę nad wszystkim. Paradoksalnie kiedy dostaję czasami urlop pojawia się przystępna dla nas oferta podróży rodzinnej. Więc od 2 lat zobaczyłam o wiele więcej niż przez wcześniejsze 50 lat. Kiedy obowiązki zawodowe pozwolą z rana biegnę na mszę świętą, po nie staram się ostatnio medytować nad Pismem Świętym. Zawsze też uczestniczę w Eucharystii. Co miesiąc się spowiadam. Wszystko zawierzam Panu Bogu a przeciwności, których ciągle jest dużo staram się cierpliwie znosić. W pracy, którą mam od pół roku zwerbowano mnie do grupy modlitewnej i codziennie 10-tek różańca odmawiam. Pokój, jakiego przedtem nie znałam zamieszkał w duszy mojej. Kiedy myślę, co dalej, to na tej drodze za każdym zakrętem szlak wije się właśnie dalej i dalej. Oceńcie sami, czy w dobrą podróż wyruszyłam.
(2018-08-01)
|